sobota, 25 czerwca 2016

Epilog


You were the shadow to my light
Did you feel us

Znaliśmy się od dziecka. przyjaźniliśmy się całe życie. Doskonale pamiętam dzień, w którym się poznaliśmy. To był najlepszy dzień jaki kiedykolwiek udało mi się przeżyć. Zyskałam przyjaciela. Bratnią duszę. Osobę, której mogłam wszystko powiedzieć. Osobę, której mogłam zaufać. 
Osobę, która zawsze była przy mnie...

Where are you now
Was it all in my fantasy
Where are you now
Were you only imaginary
Where are you now

Wyznałeś mi miłość. Myślałam, że od tej pory nic nas nie może rozdzielić. Myliłam się... Musiałam wyjechać, a ty nie zrobiłeś niczego żeby mnie powstrzymać. Nawet za mną nie pojechałeś. Minął rok. Przestałeś się do mnie odzywać. Zaczynam myśleć, że tak naprawdę nigdy Cię nie spotkałam, że byłeś tylko wytworem mojej wyobraźni. Mam wrażenie, że byłeś wymyślony. Jeśli jednak nie, to gdzie teraz jesteś?

I'm faded
I'm faded
So lost
I'm faded
I'm faded
So lost
I'm faded

Nie widziałam Cię od 365 dni. Czuję się samotna. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ciągle o Tobie myślę. Czy ty też czasami o mnie myślisz? Czy tęsknisz? Zostawiając mnie, zabrałeś mi wszystko. Szansę na szczęście. Szansę na miłość.Już nawet nie wiem jak to jest się śmiać. Zniszczyłaś mnie. Czuję się tak bardzo zagubiona...wyblakła...

Without your love I'll be
So long and lost, are you missing me?


A więc opowiadanie dobiegło końca.
 Dziękujemy za waszą obecność i komentarze
. Życzymy udanych wakacji :*

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 13




If I never loved you, if I never felt your kiss
If I never had you. I know that I'd
I still would have mourned you
I would have missed your smile.




-Lu! W tej chwili masz mi powiedzieć co się wczoraj stało!!- krzyczę na niego stojąc w kuchni, podczas gdy on spokojnie je sobie śniadanie na stołku barowym naprzeciwko mnie.
-Ana, powiem. Daj mi zjeść to po pierwsze, po drugie nie drzyj się na mnie.
-Wybacz. Nie możesz dokończyć później tego śniadania?
-Ne.- koniec rozmowy. Super. Co za uparty dziad...Ugh!
Po 10 minutach odkłada w końcu talerz do zmywarki i siada na miejscu, które wcześniej zajmował.
-Co pamiętasz jako ostatnie?
-Szłam się napić bo mnie wołali.
-Nic więcej?
-Nic.
-Ugh. No dobrze. Zadzwoniłaś do mnie i...
-O Boże! Lu, przepraszam. Gadałam wtedy głupoty. Zapomnij o tym.
-Czyli pamiętasz. Super.- mówi naburmuszony i wstaje.
-Luigi, o co Ci chodzi?
-O nic- odpowiada i wychodzi na balkon. Idę za nim. Musimy sobie wszystko wyjaśnić. Nie może zachowywać się jak rozwydrzony bachor.
-Luigi! Masz natychmiast wyjaśnić mi swoje zachowanie.
-Nie powinno Cię ono obchodzić.
-No popatrz, a jednak mnie obchodzi..Luigi przyjaźnimy się od dziecka, wszystko co dotyczy Ciebie mnie obchodzi.
-No właśnie, Ana. Przyjaźnimy.
-Żałujesz tego?
-Nie! Ana, nigdy tak nie myśl. Po prostu ... chodzi o to, że...
-O co chodzi Luigi? Do rzeczy.
-Wczoraj gdy po mnie zadzwoniłaś, to gdy prowadziłem Cię do samochodu to mnie pocałowałaś, a później powiedziałaś, że...powiedziałaś....że..
-Lu, co takiego powiedziałam?- pytam zniecierpliwiona jego jąkaniem.
-Powiedziałaś, że mnie kochasz, a ja... a ja gdy szliśmy spać powiedziałem Ci to samo.- patrzę na niego oniemiała. Mam wrażenie, że moja szczęka dotyka ziemi.
-Luigi, ja, ja..
-Wiem, wiem. Nie mówiłaś nic z tych rzeczy, to były głupoty. Rozumiem.
-Lu to nie tak.
-A jak? Ana, ja się w Tobie do cholery zakochałem, a ty mi mówisz, że to nie tak.
-Lu!- krzyczę po czym chwytam jego twarz w dłonie i całuję.- Mogę co powiedzieć?- kiwa głową z uśmiechem na twarzy.- Kocham Cię. Zawsze Cię kochałam. Uświadomiłam to sobie gdzieś w gimnazjum gdy oglądaliśmy spadające gwiazdy.- czuję, że mówiąc to równocześnie się rumienie i zaczynam płakać.
-Nie płacz słonko. Ja Ciebie też kocham.- wyznaje i całuje mnie po raz kolejny.
-Lu, tylko jest jeden problem.
-Jaki? Znowu się tniesz? Obiecałeś, że tego nie robisz.
-Skoro obiecałam to tego nie robię.
-To dobrze.- uśmiecha się tak, że uśmiech dotyka jego oczu.
-Luigi nie jest dobrze bo ja... bo ja postanowiłam wyjechać i mam już kupione mieszkanie i bilety na lot do Stanów...

Musimy się powoli z Wami żegnać bo do końca został tylko epilog :(

piątek, 27 maja 2016

Rozdział 12


And I will stumble and fall
I'm still learning to love
Just starting to crawl

-Przepraszam Ana. Poniosło mnie- Lu odsuwa się ode mnie i patrzymy sobie w oczy.
-Luigi muszę Ci coś chyba powiedzieć.
-Słucham
-Kocham Cię.
-Ana, jesteś pijana.
-Wiem, że jestem. Gdybym nie była to bym tego nie powiedziała. Znasz mnie tyle lat i wiesz, że jestem nieśmiała.- chichoczę i za cholerę nie mogę przestać.
-Ana, pogadamy o tym jutro.
-Zawieź mnie do domu.
-Chodź.


Po pół godzinie jesteśmy już pod moim blokiem. Będę się czuł pewniej gdy będę u siebie. Zresztą Ana już tu kiedyś mieszkała. To jest też jej mieszkanie. Patrzę na postać dziewczyny i widzę, że ma spokojny i miarowy oddech. Zasnęła. Delikatnie biorę ją na ręce i wchodzę do bloku. Dzięki Bogu mamy windę bo chyba nie dałbym rady wnieść ją po schodach na 5 piętro. Nogą zamykam drzwi od mieszkania i zanoszę ją do starej sypialni. Ma na sobie sukienkę, w której na pewno będzie jej niewygodnie. Kładę ją na łóżku i idę po swoją koszulkę. Ściągam jej ubranie i zakładam Anie mój t-shirt. Przykrywam ją kołdrą i już chce wyjść gdy słyszę jej szept.
-Zostań ze mną, Lu. Proszę- patrzę na nią i nie mogę się oprzeć. Podchodzę do łóżka, rozbieram się i zostaję w samych bokserkach, po czym kładę się obok dziewczyny. Ana szybko się we mnie wtula i równie szybko zasypia. Całuję ją we włosy.
-Ana, ja..ja chyba też Cię kocham-szepczę i zaraz po tym zasypiam.

Budzę się i nie mogę przypomnieć sobie niczego z wczorajszej nocy. Na dodatek jest mi bardzo gorąco. Jakbym miała na sobie co najmniej 3 swetry. Przekręcam głowę na bok i widzę Luigi'ego. Co on tutaj robił? Gdzie ja w ogóle jestem?
-Ooo, widzę, że już wstałaś.- słyszę jego zachrypnięty głos. Boże...jak on cudownie wygląda rano...Ana! Ogarnij się!
-Co ja tutaj robię?
-Nie pamiętasz nic?- pyta zawiedzionym głosem. O co tutaj chodzi?
-Nic, a nic.
-No trudno. Później Ci opowiem. Idę do kibla.- wstaje i wychodzi, trzaskając drzwiami.
Podsumowując dziwny poranek:
1. Jestem u Lu w mieszkaniu.
2. Spał ze mną w jednym łóżku.
3. Nic nie pamiętam.
4. Głowa boli mnie tak jakby czołg po mnie przejechał.
5. Luigi jest zły, że nic nie pamiętam.
6. O co tutaj kurwa chodzi?

Nic nie pamięta. Super. Zajebiście wręcz. Kurwa! Wiedziałem, że tak będzie. Mogę sie założyć, że wyprze się wszystkiego jak jej opowiem o wczoraj. Ugh..co za baba...


 A do końca został tylko jeden :(

piątek, 20 maja 2016

Rozdział 11

I know that you hate it
And I hate it just as much as you
But if you can brave it, I can brave it
Brave it all for you


* Tydzień później
-Już się nie mogę doczekać tej dzisiejszej imprezy u Laury. Będzie cudownie. Napijemy się, potańczymy, może nawet kogoś poderwiemy. Musimy tylko kupić nam jakieś wystrzałowe kiecki żeby zrobić furorę. Ana? Słuchasz mnie?
-Tak, Sofia słucham Cię.- kłamię i idę dalej za moją koleżanką do kolejnych sklepów. Tak naprawdę nie chce mi się iść na tą imprezę ale Sofia nawija o niej od tygodnia, a ja obiecałam,że pójdę z nią. Cały czas myślę o Lu. Przychodzi do mnie codziennie i pyta jak się czuję. Jak mam się niby czuć kiedy osoba, którą kocham sprawia mi tyle bólu? Obiecałam mu, że już nigdy więcej się nie będę cięła lecz to jest zbyt trudne. Gdyby nie ten błyszczący kawałek szkła byłabym już wrakiem człowieka. Tylko on pomaga mi jakoś funkcjonować...


Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ana kazała mi dzisiaj nie przychodzić bo idzie ze znajomą na imprezę. Z jednej strony cieszę się, że zaczęła wychodzić z domu i odciągnęła się od tych jej  książek ale z drugiej strony boli mnie to, że nie chciała zabrać mnie ze sobą. Cieszę się, że znowu się do siebie zbliżyliśmy, a najbardziej cieszę się z tego, że obiecała już więcej nie sięgać po nic ostrego, żeby się pociąć. Nie chcę żeby robiła sobie krzywdę.
-Luigi, idioto! Słuchasz mnie czy nie?
-Damiano, co ty tutaj robisz?
-Sam nie wiem..a nie, jednakwiem! Siedzę tu od godziny i patrzę na Twoja zamyśloną mordę.- bije Cię po ramienu i znowu zaczyna krzyczeć.- Ogarnij dupę! Idziemy dzisiaj do klubu?
-Sorry, ale nie. Mam ważne sprawy do załatwienia.- nie mogę się nigdzie szwendać, w razie gdyby Ana mnie potrzebowała muszę być w domu.
-Od kiedy stałeś się pantoflem? Jak znowu zaczniesz być facetem to daj znać.- mówi Damiano i wychodzi z mieszkania.
-Pierdol się.- krzyczę ale wiem, że już i tak mnie nie usłyszy. Co za bęcwał...


Bawię się tak jak jeszcze nigdy. Tańczyłam już chyba ze wszystkimi. Nareszcie czuję, że żyję. Nie wiem co ja wcześniej myślałam...Nie tylko Luigi jest na tym świecie. Mam mnóstwo innych znajomych oprócz niego. Potrafię być niezależna i taka od teraz będę!
-Ana, chodź bo kolejka idzie!- moje rozmyślania przerywa Sofia
-Już idę, spokojnie- krzyczę i idę ledwo trzymając się na nogach. Zerkam na zegar w salonie. Już północ?! To mój ostatni kieliszek. Wpadam na genialny pomysł. Wypijam kolejkę, biorę telefon ze stołu i idę na zewnątrz. Wybieram odpowiedni numer i czekam.
-Ana? Stało się coś?
-Luigi! Wszystko jest w jak najlepszym porządku!
-Przestań bełkotać bo nic nie rozumiem.
-Lu, przyjedź po mnie.
-Zaraz będę.
-Czekaj, ale przecież...- rozłączył się...Debil. Przecież nawet nie wie gdzie ma przyjechać...
Po pół godzinie podjeżdża samochód, a z niego wychodzi Luigi.
-Skąd wiedziałeś gdzie ja jestem?- chcę do niego podejść ale potykam się o własne nogi.
-Uważaj.- chwyta mnie w ostatniej chwili i podtrzymuje żebym znowu nie grzmotnęła o ziemię.- Wracając do tematu, mówiłaś mi o tym wczoraj.
-Serio? Hihi zapomniałam.
-Ana, ile wypiłaś?
-Chyba za dużo.-nie myśląc przysuwam się do niego i całuję chłopaka, a on ku mojemu zaskoczeniu oddaje pocałunek.


Zbliżamy się do końca :(

piątek, 13 maja 2016

Rozdział 10

Everything is overhead
See everything I take upon loses worth
Well now that you're not the one that I thought you were
And it hurts that I'm done



-Z czym sobie kurwa nie mogłeś poradzić? Wysłów się wreszcie.- tracę kontrolę i zaczynam wrzeszczeć.
-Już nieważne. Wynoś się stąd. Tak będzie dla nas najlepiej.
-Jakie nieważne? Jakie najlepiej? Wytłumacz mi co w Ciebie wstąpiło,że postanowiłaś zrobić takie głupstwo?!
-Wynoś się stąd, powtarzam po raz kolejny.
-Ana jesteśmy przyjaciółmi praktycznie całe życie, powiedz mi co się dzieje. Jestem tu po to aby Ci pomóc. Wróć ze mną do mojego mieszkania, znaczy naszego mieszkania.- klękam przed nią i chwytam jej zapłakaną twarz dłońmi.
-Lu, ja nie potrafię. Jeszcze nie teraz.- wyrywa się, wchodzi do swojego pokoju i zamyka za sobą drzwi.
Postanowiłem zostać w jej mieszkaniu. Nie mogę pozwolić na to by znów użyła tego dziadostwa. Muszę się zmienić. To przeze mnie sobie to robi. Czuję to. To wszystko moja wina i ja muszę ją od tego uratować.
Kładę się na kanapie i próbuję zasnąć, co przychodzi mi z wielkim trudem...


Nie mogę mu powiedzieć, że go kocham. Zostawi mnie i tym razem nie wróci. Nie wiem co sobie myślałam chowając ten odłamek szkła w kosmetyczce, mogłam go lepiej ukryć. Odkąd pierwszy raz szkło dotknęło mojej skóry poczułam się wolna, dlatego zaczęłam robić to częściej i się uzależniłam... Wszystkie ślady zakrywam bransoletkami i zegarkiem, więc nikt nie ma prawa ich zobaczyć. To tylko moje ślady, które mówią wszystko o tym jak się czuję...

Budzę się i słyszę jak ktoś chodzi po mieszkaniu. Szybko wstaję z łóżka i idę do salonu, a tam Luigi jak gdyby nigdy nic popija sobie kawę i czyta jakąś gazetę.
-Lu, co ty tu robisz? Prosiłam Cię wczoraj żebyś wyszedł.
-Dzień dobry, Ana. Mnie też miło Cię widz.. Czekaj, czy ty płakałaś?- pyta i od razu stoi naprzeciwko Ciebie.
-Wydaję Ci się. Teraz wyjdź.
-To jest ostatnia rzecz jaką dzisiaj mam zamiar zrobić. Mów czemu płakałaś.- krzyżuje ręce na piersi i patrzy na Ciebie wyczekującym wzrokiem.
-Nie Twoja sprawa.- mówię i spuszczam głowę w dół.
-Tak się składa, że chyba raczej moja. Ana nie chcę żebyś płakała.- podnosi Twój podbródek i patrzy Ci głęboko w oczy.
-To przestań się tak zachowywać. Proszę Cię wyjdź. Natychmiast.
-Teraz wyjdę ale nie myśl sobie, że nie wrócę.- mówi i wychodzi trzaskając drzwiami.
Siadam na ziemi, podciągam kolana pod brodę i zaczynam płakać. Łzy płyną po moich policzkach strumieniami ale mnie to nie obchodzi, nawet nie staram się ich opanować albo nawet zetrzeć. Może robię źle ukrywając to wszystko ale tak będzie zdecydowanie lepiej dla wszystkich. Lepiej żebym cierpiała sama. Nie myśląc długo, szybko wstaję i kieruję się do kuchni. Wyciągam szklankę z szafki i rozbijam ją o zimną podłogę. Zbieram jeden z kawałków i przybliżam go do ręki. Gdy zimne szkło dotyka mojej skóry czuję się tak jakby wszystkie moje problemy uleciały. Czuję się wspaniale i tak lekko..

Matko jakim ja jestem durniem..Jak mogłem do czegoś takiego dopuścić? Jestem jej jedyną bliską osobą tutaj. Nie ma nikogo oprócz mnie. Nie licząc kilku koleżanek ze studiów. To ja jestem jej rodziną i ją zawiodłem. Zawiodłem po całości. Gdybym się zachowywał jak człowiek, a nie jak pieprzona gwiazdka to Ana dalej mieszkałaby ze mną i nie zaczęłaby się ciąć...Muszę to naprawić. Muszę coś z tym zrobić. Tylko co?

wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 9


All that matters is the time we had,
doesn't matter how it all went bad.
Never wonder what it might be like.
Shut the door, say goodbye.

Tydzień później*
Luigi: Ana, przyjedź po mnie jestem u Enrica.
Ja: Dlaczego niby mam to zrobić?
Luigi: Zrób to bo jesteś moją przyjaciółką.

To był wystarczający argument, a po drugie jest nawalony...Znowu... Musze po niego jechać. Przywiozę go do mnie i pogadamy. Musimy w końcu odbyć poważna rozmowę. Ja tak dłużej nie wytrzymam. Moim jedynym przyjacielem jest ostatnio kawałek szkła, który potrafi mi przynieść ulgę, której tak bardzo potrzebuję.
Wysiadłam właśnie z samochodu i patrzę jak Luigi ledwo wychodzi z domu swojego znajomego. Podbiegam i staram się mu pomóc.
-Jednak jesteś. Jak miło.
-Prosiłeś, więc przyjechałam.- chwytam go w pasie i prowadzę do samochodu.
-Jedziemy do Ciebie.
-Ale Lu..
-Błagam Cię, Ana.- bełkocze, a ja pomagam mu wsiąść na miejsce pasażera.


Otworzyłem okno w samochodzie. Nie piłem zbyt dużo. Może ze 3 flaszki, nie więcej. Zerkam na Anę i widzę jak nerwowo zaciska ręce na kierownicy. Nagle samochód się zatrzymuje.
-Jesteśmy na miejscu. Dasz radę sam wysiąść?- pyta a ja zaprzeczam kiwając głową. Dziewczyna wzdycha po czym pomaga mi wyjść z samochodu. Otwiera drzwi, po czym wsiadamy do windy, która jest dla mnie wybawieniem. Przynajmniej nie będzie musiała mnie targać  po schodach. Gdy wchodzimy do mieszkania pierwsze co robię to staram się dojść do kanapy i kładę się na niej, głośno wzdychając.
-Dlaczego znowu tyle piłeś?- pyta Ana siadając naprzeciwko mnie.
-Nie wypiłem dużo. Widzisz już prawie wytrzeźwiałem.
-Oczywiście.- prycha i idzie najprawdopodobniej do swojego pokoju. Po chwili wraca ubrana w granatowe dresy i biały T-shirt.- Chcesz się czegoś napić?
-Wystarczy woda.- podaje mi szklankę i znowu siada naprzeciwko.
-Dlaczego się do mnie nie odzywasz od czasu, gdy się od Ciebie wyprowadziłam?
-Nie miałem czasu.- mówię wymijająco ale wiem, że Ana cały czas się na mnie gapi.
-Imprezy były ważniejsze ode mnie?
-Ana wiesz, że to nie...
-A jak? Powiedziałeś, że coś do mnie czujesz? I co? Przeszło Ci?- kurwa słyszała to...Wymyśl coś Luigi, wymyśl.
-Powiedziałem tak bo chciałem, żebyś została i tylko tyle.- mówię po czym próbując uniknąć jej wzroku idę do łazienki, która znajduję się naprzeciwko drzwi wejściowych.


Siadam w wannie, niechcący zwalając coś na podłogę. Schylam się żeby to pozbierać i widzę kawałek szkła poplamionego krwią. Momentalnie trzeźwieje. Nie to nie może być prawda...Ana nie może tego sobie robić. Nie przez moją głupotę...Jak jej to kurwa wpadło do głowy'; Wkurwiony wychodzę z kibla i idę do siedzącej dalej w salonie dziewczyny.
-Może mi powiesz co to kurwa jest?- podnosisz głos, machając jej przed oczami kawałkiem szkła.
-Ja,ja..bo ja..
-Powiedz mi kurwa coś ty do kurwy nędzy myślała? Jesteś aż tak głupia? Zawiodłaś mnie Ana.
-Luigi, ja przepraszam ale to było dla mnie za dużo. Ja sobie z tym nie mogłam poradzić.- zaczyna się tłumaczyć, a z jej oczu płyną łzy.- Nie mogłam sobie poradzić z tym, że...


sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 8


All I want is nothing more
To hear your knocking at my door
Cause' if I could see your face once more
I could die a happy women I'm sure


-Lu może raczysz mi wyjaśnić dlaczego się nie odzywasz? Zmieniłam tylko mieszkanie. Numer telefonu dalej jest ten sam. Coś się stało, że odkąd się wyprowadziłam nie dajesz znaku życia? Przez cały tydzień się o Ciebie martwię i czekam aż zadzwonisz ale coś takiego się nie dzieję. O co chodzi?
pip pip

Po tygodniu dzwonienia do tego głąba postanowiłam w końcu zostawić mu wiadomość na poczcie głosowej. Odkąd się wyprowadziłam nawet nie zadzwonił, nie mówiąc o odwiedzinach. Może coś mu się stało?Nieee... Jego rodzice na pewno daliby mi znać. Moją nadzieją była jeszcze uczelnia ale ten idiota przestał chodzić na zajęcia albo umiejętnie mnie unika...Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Sądziłam, że ta przeprowadzka to dobry pomysł, że jeśli od siebie odpoczniemy to będzie coraz lepiej, a tu okazuję się, że jest coraz gorzej. On nawet nie wie jak okropny ból mi sprawia. Jest moim przyjacielem, był dla mnie jak brat, a teraz tak ewidentnie mnie olewa. Nie wiem co mam teraz zrobić. Szybko poszłam do kuchni i rozbiłam jedną ze szklanek. Podniosłam z podłogi lśniący kawałek szkła i przejechałam nim po ręce. Gdy zaczęła płynąć krew zrobiło mi się jakoś lżej. Schowałam ten kawałek do kosmetyczki, a resztki po szklance i zamiotłam i wrzuciłam do kosza. Muszę sobie teraz jakoś radzić bez Luigi'ego...


-Ana! Ana! Zejdź na dół- krzyczę stojąc przed jej oknem i czekając aż zejdzie.
-Lu? Co ty tutaj robisz?- pyta zaspana, wyglądając przez okno
-Muszę Ci coś szybko powiedzieć- odwraca się, zapewne chcąc zobaczyć, która jest godzina. Znam  ją tak dobrze.
- O 7 rano w sobotę? Serio?
-Błagam zejdź. To ważne.
-Już idę, księżniczko- uśmiecha się i znika, jednak po chwili stoi obok mnie.- Słucham co jest takiego ważnego?
-Rodzice pozwolili mi jechać z Tobą na wakacje- rzuca się na Ciebie i mocno Cię przytula.
-Jejku, jak się cieszę. Spędzimy razem wakacje.
-Już się nie mogę doczekać.
-Na zawsze razem.- mówicie równocześnie i łapiecie się za małe palce.


Budzę się rano z ogromnym bólem głowy. ten sen wcale mi nie pomaga. Mieliśmy wtedy po 10 lat  i nie mogliśmy wytrzymać bez siebie nawet jednej głupiej  godziny. Teraz nie widziałem się z nią przez tydzień. Wiem, że dzwoniła, jednak nie odebrałem. Sama chciała chciała się wyprowadzić, więc niech teraz ponosi konsekwencję swoich decyzji. Tęsknię za nią, to fakt, ale muszę jej pokazać, że jej miejsce jest w moim mieszkaniu. Wiem też, że takim zachowaniem nie pokazuję swoich uczuć do niej ale ona musi wrócić i koniec kropka. Telefon zaczyna wibrować, podnoszę go z podłogi i czytam wiadomość od kumpla.

Giulio: Stary idziesz z nami na imprezę do Daniela?
Ja: Jeszcze pytasz. Pewnie, że idę. Załatwiliście coś?
Giulio: Wszystko załatwione, nie martw się.
Ja: Czuję, że będziemy się świetnie bawić.
Giulio: Jak zawsze.

Rzucam telefon na ziemię, jednak on znowu daje o sobie znać. ludzie dajcie mi spokój, chcę odespać wczorajszą imprezę.

Trener: Luigi masz się dzisiaj stawić u prezesa.
Ja: A jeśli tego nie zrobię?
Trener: Wylatujesz.
Ja: Okay.

Niech się wszyscy srają i ode mnie odpierdolą. Mam dość. Idę dzisiaj na imprezę i mam zamiar się dobrze bawić. Ponoć na kaca najlepsza jest poprawka, więc tak zrobię.


Zapraszamy na kolejny rozdział :D Mamy nadzieję, że wam się spodoba :D Pozdrawiamy :*

piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział 7


Now Please Don't Go
Most Nights I hardly sleep when I'm alone
Now Please Don't Go, oh no 
I think of you whenever I'm alone
So Please Don't Go


* Miesiąc później
To już dzisiaj. Dzisiaj wyprowadzam się od mojego przyjaciela. Całą ostatnią noc nie mogłam przestać płakać. Nie chciałam żeby kiedykolwiek doszło to takiej sytuacji ale trudno....stało się. Myślałam...miałam nadzieję, że po tej nocy gdy Lu wyznał, że mnie potrzebuje coś się zmieni. Aczkolwiek było tylko gorzej. Codziennie zaczął chodzić na imprezy i nie wracał na noc. Chciałam żeby się o mnie postarał, chciałam żeby mnie zatrzymał ale chyba się przeliczyłam...


Jestem idiotą. Tak, tak wiem, proszę obrzucajcie mnie pomidorami. Zasłużyłem. Sądziłem, że jeśli powiem jej o tym, że jej potrzebuję to mnie nie zostawi, a tym czasem ona sobie swobodnie  rozmawiała z rodzicami jakiego mieszkania potrzebuje... Wkurwiłem się i zacząłem chodzić na imprezy i nie wracałem na noc do domu. Chuj. Nawet nie wiem czy mam ochotę iść się z nią pożegnać. Wystawiła mnie. Przyjaciele tego nie robią. No dobra może i nie jestem bez winy, no ale do cholery jasnej na świecie istnieje jeszcze coś takiego jak rozmowa! Wyjaśnilibyśmy obie wszystko i byłoby jak dawniej. Siedzę sobie w pokoju i słyszę hałas w salonie. Wychodzę i widzę jak Ana wynosi wszystkie pudła ze swojego pokoju.
-Ciągle uważasz, że to taki super pomysł?- prycham opierając się o framugę drzwi mojego pokoju
-Rodzice kupili mi mieszkanie- to po pierwsze, a po drugie potrzebuje tego.
-Mnie też ponoć potrzebujesz. Czyżbyś zapomniała?
-To nie tak ja...
-A jak? Może w końcu porozmawiamy jak cywilizowani ludzie.
-Rozmawiamy.
-Kurwa Ana, nie o to mi chodzi...- wzdychasz i podchodzi do niej.- Nie chcę żebyś mnie zostawiała, jesteśmy do kurwy nędzy przyjaciółmi!- chwytam jej podbródek i podnosze tak by w końcu popatrzyła w moje oczy.
-Lu, ja tak nie mogę. Wiem, że się przyjaźnimy ale zrozum tak będzie dla nas najlepiej. Musimy od siebie odpocząć
-Ja tak nie uważam.- wyrywa się z mojego uścisku, zabiera walizkę i kieruje się w stronę drzwi- Gdzie reszta pudeł?
-Kup sobie okulary, gość od ekipy przeprowadzkowej wszystkie już zabrał.
-Ana nie odchodź.- chwytam ją za łokieć i przybliżam do siebie. 
-Zdecydowałam już i zdania nie zmienię.- patrzymy sobie głęboko w oczy i nagle uderza we mnie olśnienie, jednak chyba już jest za późno ponieważ Ana odwróciła się i wyszła zamykając za sobą drzwi.
-Ana ja coś do Ciebie czuję.- szepcze do drzwi, wiedząc, że i tak mnie nie usłyszy.


-Ana ja coś do Ciebie czuję.- słyszę głos Luigi'ego i nie mogę uwierzyć, ze to powiedział.Wsiadam do windy, która akurat przyjechała żeby tylko się nie rozmyślić. Może jeszcze jakiś czas temu bym zawróciła i wpadła mu w ramiona, jednak nie dzisiaj. Nie teraz. Nie mam pewności, że mówi to szczerze. Nie chcę żeby mnie zranił...znowu...Wszyscy tylko nie on.
Na dole przed blokiem czekają już na mnie rodzice.
-Gotowa/.- pyta mama przytulając mnie
-Jak nigdy.
-To jedziemy do Twojego nowego domu.
Jestem mega podekscytowana gdy wysiadamy z samochodu i kierujemy się w stronę bloku, w którym znajduję się nowe mieszkanie. To tak trochę jakbym zaczynała nowe życie. Mam tylko nadzieję, że Lu w nim pozostanie i nie zapomni o naszej przyjaźni. Znam go od dziecka i nie chcę żeby jakieś jego durnowate zachowanie przekreśliło tyle lat wspólnej drogi...



Zapraszamy na siódemkę! Miłego czytania :D a my już szykujemy gardła na jutrzejsze wielkie wydarzenie :D a ktoś z Was wybiera się jutro do Tauron Areny Kraków? :D

czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdział 6



I remember it now, it takes me back to when it all first started
But I've only got myself to blame for it, and I accept it now
It;s time to let it go, go out and start again
But it's not that easy






Odchodzę od drzwi łazienki i wychodzę na balkon. Ona nie mogła tego powiedzieć...ona tego nie zrobiła. Nie to nie jest prawda. Zresztą w końcu jej przejdzie i wróci. Przecież się przyjaźnimy, nie może mnie ot tak zostawić. Wyciągam z kieszeni papierosa, zapalam go i zaciągam się, rozkoszując się tym ponieważ przynosi mi to w pewien sposób ukojenie.
-Chłopcze nieładnie tak palić praktycznie będąc w mieszkaniu.- klepie mnie po ramieniu tata Any.
-Jestem na balkonie.- odpowiadasz oschle
-Nie zamknąłeś drzwi i dym wleciał do środka.
-Sorry
-Co się dzieje między Tobą a moją córką?
-Trochę się posprzeczaliśmy, ona chce się wyprowadzić.  Koniec historii.- zaciągam się papierosem
-Tylko trochę? Znam swoją córkę i wiem, że bez poważnego powodu by się nie wyprowadziła, a szczególnie od Ciebie. Skąd w ogóle wiesz, że się wyprowadza?
-Słyszałem jak prosiła swoją matkę byście kupili jej nowe mieszkanie.
-Skoro tego chce.- westchnął i skierował się w stronę drzwi, jednak przy samym wejściu zatrzymał się i popatrzył na mnie, po czym zapytał- Czy czujesz coś do mojej córki?- zamurowało mnie.Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć.
-Tak proszę pana.- słowa same opuściły moje usta. Uśmiechnięty ojciec Any wszedł do mieszkania.


Ścielę łóżko w sypialni Luigi'ego i rozmyślam nad tym co powiedziałam swojej mamie. Z jednej strony chcę się wyprowadzić i pokazać mu, że sam sobie radę bez niego, ale z drugiej strony wiem, że to nie będzie takie proste. Odkąd się zaprzyjaźniliśmy byliśmy praktycznie nierozłączni. Na dodatek jej ostatnie pytanie krąży mi ciągle po głowie "Czy ty się w nim zakochałaś moja droga?" Zszokowało mnie to pytanie i na nie nie odpowiedziałam. Tak naprawdę sama nie wiem co do niego czuję. Jak zaczęliśmy chodzić do gimnazjum zaczęłam się w nim zakochiwać i gdy razem patrzyliśmy na spadające gwiazdy to moim jedynym życzeniem było to żeby został moim chłopakiem. Nie powiedziałam mu o tym bo nie chciałam zepsuć naszej przyjaźni. Zresztą on na pewno nie odwzajemniał moich uczuć. Byłam tylko zakochaną gówniarą, która nic nie wie o prawdziwym uczuciu.


Była późna noc. ani Ana ani Luigi nie mogli spać przez rozmowy odbyte z rodzicami dziewczyny. Ana zaczynała dochodzić do wniosku, że czuje coś do chłopaka, a z kolei on starał się wyprzeć takie myśli z głowy. Dziewczyna podjęła stanowczą decyzję co do przeprowadzki i nie mogła się już doczekać aż rodzice kupią dla niej mieszkanie. Luigi chciał by Ana jednak została, nie chciał się przyznać do tego, że dziewczyna przestaje być dla niego tylko przyjaciółką, więc tak jak to zrobił przed chwilą odepchnął tę myśl od siebie. Dziewczyna w pewnym momencie zaczęła płakać. Nie potrafiła się nie rozkleić. Cała ta sytuacja ją przytłoczyła. Chłopak słysząc to chciał wstać z kanapy i pójść przytulić Anę, jednak bał się, że narobi tym więcej problemów niż jest do tej pory. Po chwili Luigi usłyszał szept dziewczyny.
-Lu?Przyjdź tu, proszę- chłopak nie zastanawiając się długo pobiegł do swojego pokoju i zastał tam Anę siedzącą na łóżku i całą zapłakaną. Luigi usiadł obok niej i mocno ją przytulił.- Potrzebuję Cię Lu.
-Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo.- szepnął i oboje przytuleni ułożyli się do snu




Rozdział dodajemy dzisiaj, ponieważ jutro nie będziemy miały możliwości tego zrobić. Czytajcie i komentujcie :D Oby wam się spodobało ;)
Pozdrawiamy :*

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 5


You gotta go and get angry at all of my honesty
You know I try but I don't do too well with apologies
I hope I don't run out of time could someone call the referee
Cause I just need one more shot at forgivness




Otwieram drzwi do mieszkania i pierwsze co widzę to moi rodzice i rodzice Lu, siedzą na kanapie i rozmawiają sobie w najlepsze a między nimi ten cymbał.
-Co wy tu robicie?
-Przyjechali nas odwiedzić- odpowiada mi chłopak i uśmiecha się od ucha do ucha.
-Nie Ciebie pytałam, głąbie.
-Ana! Jak ty się do niego odzywasz? A tak w ogóle to byś się przywitała.- oburza się moja mama.
-Cześć. Mówię tak jak na to zasłużył.
-Ohoho widzę, że przyjechaliśmy w sam środek kłótni.- śmieje się ojciec Lu.
-To jest dopiero początek.- mówię i idę do się rozpakować do pokoju. Po krótkiej chwili wracam do salonu i wkręcam się w rozmowę z resztą towarzystwa.



-Dzieciaki ale wy wiecie, że któreś z was musi nam odstąpić pokój prawda?- pyta matka Any, a dziewczyna prawie wypluwa sok, którego się właśnie napiła.- Chyba nie myślicie, że będziemy spali na tej kanapie?
-Znaczy my..bo my...yhm... no właśnie się zastanawialiśmy do którego pokoju was przydzielić- jąkam się i właśnie teraz dociera do mnie, że będziemy musieli razem z Aną spać w jednym pokoju.
-Anastasia, skarbie jeśli się zgodzisz to pójdziemy do Ciebie.
-Dobrze mamo.- odpowiada ciągle lekko zszokowana Ana.
-Dobrze to my już pójdziemy. Bądźcie grzeczni i do zobaczenia kochani.- żegnam się z rodzicami machając im ręką, za to Ana przytula moich rodziców po czym odprowadza ich do drzwi.
-Lu, mogę Cię prosić na słówko?- mówi ostrym tonem wracając do salonu i pokazując palcem na drzwi do jej pokoju.
-Już idę.- wchodzę i zamykam za sobą drzwi.
-Jeśli uważasz, że będziemy spali razem w jednym pokoju to się grubo mylisz. Teraz pytanie: które z nas śpi na kanapie w salonie?- patrzę na nią zdziwiony i nie wiem co powiedzieć- To może ja Ci odpowiem, na pewno tą osobą nie będę ja.
-Słuchaj Ana ja wiem, że jesteś na mnie zła o wczoraj
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Nie przerywaj mi- mówię ostrzej niż zamierzałem.- Wyszło jak wyszło i...
-Źle wyszło- po raz kolejny Ci przerywa a ja wpadam w szał.
-Ana do cholery jasnej czy możesz się zamknąć i mnie kurwa wysłuchać?- krzyczę na nią, a ona uderza mnie w twarz i wychodzi trzaskając drzwiami. Brawo Luigi, spierdoliłeś...


Zamykam się w łazience i zaczynam płakać. Nie mam już do niego siły. Zachowuje się jak idiota, a nawet gorzej. Ktoś puka do drzwi.
-Ana, kochanie otwórz.- słyszę głos swojej mamy i od razu wpuszczam ją do środka.
-Mamo bo ja...- płaczę coraz bardziej, łzy spływają po moich policzkach z zawrotną prędkością.
-Cii kochanie, uspokój się i porozmawiamy.- przytula mnie moja rodzicielka, a ja czuję się w jej ramionach tak bardzo bezpiecznie.
-Kocham Cię mamo.
-Ja Ciebie też słońce.- całuje mnie w czoło, po czym dodaje.- Co się między wami dzieje?
-Mamo ja już nie daję rady. Ciągle muszę go wyciągać z jakichś imprez tylko dlatego, że schlał się w cztery dupy i nie ma pojęcia gdzie jest, chodzi na jakieś dziwki albo ostatnio dosyć często przyprowadza je do domu. Przestaje chodzić na treningi i na uczelni też już rzadko kiedy bywa. To już nie jest ta sama osoba, mamo. Mam wrażenie, że w ogóle go nie znam...


Postanowiłem podsłuchać  rozmowę Any z jej matką, więc przykładam ucho do drzwi. Mam szczęście, że jej ojciec wyszedł się przejść to nie zobaczy tego co robię.
-Córciu, wiesz, że zrobimy wszystko żebyś tylko była szczęśliwa.
-Mamo ja nie chcę tak dłużej.- szepcze Ana i po chwili słyszę jej szloch.
-To co zamierzasz zrobić?- po tym pytaniu następuje chwila ciszy. Zaczynam się denerwować, a moje serce zaczyna bić coraz szybciej.
-Kupcie mi nowe mieszkanie.- słyszę i nie mogę uwierzyć w to co właśnie powiedziała moja chyba do dzisiaj przyjaciółka.


Stało się :D Powracamy po długiej przerwie i mamy nadzieję, że wam się spodoba :D W czasie, tych kilku tygodni  zaczęłyśmy pracę nad kolejnym opowiadaniem, ale wszystkiego dowiecie się wkrótce ;D Pozdrawiamy :*
Ps. Dzisiaj 1.04 ale to nie żart :D

sobota, 13 lutego 2016

Informacja

Witajcie!
Długo nad tym myślałyśmy i doszłyśmy do wniosku, że pora zawiesić bloga. Mamy wrażenie, że prowadzimy go tylko dla siebie ponieważ nie ma żadnego odzewu ze strony czytelników (oprócz dwóch pierwszych postów). Wiemy, że to opowiadanie nie jest wielkim dziełem sztuki ale nawet jeden komentarz sprawia nam radość i jest dla nas ważny.
Drugim powodem jest brak weny, a jak wiadomo bez niej ciężko jest napisać coś sensownego. Bardzo nam przykro, że zawieszamy bloga ale mamy nadzieję, że jeszcze tu wrócimy.
Pozdrawiamy!

piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 4



It's sad, so sad
It's a sad, sad situation.
And it's getting more and more absurd.
It's sad, so sad
Why can't we talk it over?
Oh it seems to me 
That sorry seems to be the hardest word.


Nosz do cholery jasnej... Dlaczego ona musi zawsze znaleźć problem tam gdzie go nie ma?!
Chciałem ją przeprosić, a ona oczywiście zaczęła krzyczeć na cały blok...Co za baba... Wkurzony idę się położyć i zaraz zasypiam.


Leżę na kocyku razem z moją przyjaciółką, na łące obok domu i obserwujemy niebo.
-Wiesz co Lu?
-Co Ana?
-Dzisiaj jest noc, spadających gwiazd...
-Wiem o tym. Właśnie dlatego tu leżymy i patrzymy czy jakaś nie spada.- przerywam jej.
-Chodzi mi o to, że gdy zobaczymy spadającą gwiazdę to musimy pomyśleć życzenie i ono się spełni.
-Bzdury gadasz.- mówię i leżymy w ciszy przez jeszcze pół godziny aż nagle Ana wskazuje ręką na niebo.
-Szybko pomyśl życzenie Lu!!!
"Chciałbym żebyśmy zostali parą na zawsze."- myślę i mam nadzieję, że moje marzenie się spełni.
-Czego sobie życzyłeś?
-Nie mogę Ci powiedzieć bo inaczej się nie spełni, tata mi tak mówił.
-Masz rację. To nie mów. Ja też chcę żeby moje życzenie się spełniło.- resztę nocy spędzamy w milczeniu i obserwujemy gwiazdy.

Budzę się słysząc hałas. Nic sobie z tego nie robię i wspominam swój sen. To było kiedy poszliśmy do pierwszej klasy gimnazjum. Byłem w niej tak cholernie zakochany, że przyjaźń mi nie wystarczała. Jednak Ana chyba nie odwzajemniała moich uczuć, a o tym co ja do niej  czuję się nie dowiedziała i tak przez cały czas odkąd się poznaliśmy jesteśmy ciągle przyjaciółmi. Teraz mi już przeszło. Znam pełno dziewczyn, które zrobią wszystko byleby się tylko ze mną przespać. Nie potrzeba mi kogoś na stałe, to zbyt wielkie poświęcenie. Znów słyszę jakieś hałasy i postanawiam wstać. Otwieram drzwi i widzę Ane krzątającą się po mieszkaniu, najprawdopodobniej czegoś szukając.
-Szukasz czegoś?-odpowiada mi cisza.- Nawet nie raczysz na mnie popatrzeć?
-Nie widzę takiej potrzeby.- odpowiada obojętnie i upija łyk kawy.
-Skoro tak.- zamykam swój pokój i idę sobie zrobić śniadanie.


Nie mam zamiaru z nim rozmawiać ani nawet na niego patrzeć. Bęcwał. Nie jestem taka jak te wszystkie jego naiwne laski, które wskakują mu do łóżka bo się uśmiechnął.... Znam go prawie całe moje życie i wiem jaki jest. Nie mogę mu we wszystkim ustępować bo jest wielką gwiazdką, pewnie już spadającą... Wracając do rzeczy ważniejszych. Od jakiejś godziny szukam mojego notatnika na zajęcia i nie potrafię go znaleźć, Jest mi mega potrzebny i na dodatek za pół godziny muszę być już na uczelni. Zaglądam pod łóżko i znajduję to czego szukałam. Szczęśliwa wyciągam zeszyt i wychodzę trzaskając drzwiami.

Podczas gdy Ana była na zajęciach, Luigi siedział w domu i oglądał telewizję. . Nagle ktoś zapukał do drzwi. Z racji  tego, że telewizor był głośno chłopak nie usłyszał tego, że ktoś dobija się do mieszkania. Dopiero gdy pukanie stało się głośniejsze, Luigi wstał i otworzył drzwi. Gdy zobaczył osoby stojące naprzeciw niego nie potrafił ukryć zdziwienia.
-Mama? Tata? Rodzice Any? Co wy tu robicie?-zapytał zszokowany
-Przyjechaliśmy was odwiedzić.- odpowiedzieli rodzice chłopaka.
-A my postanowiliśmy zostać na kilka dni.- odparli równocześnie mama i tata Any.
"No to zajebiście"- pomyślał Luigi.

piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 3



I'm sorry for everything
Oh everything I've done
From the second that I was born 
It seems I had a loaded gun
And then I shot, shot, shot a hole through 
Everything I loved
Oh I shot, shot, shot a hole through every single thing that I loved



Budzę się i nie mam pojęcia gdzie jestem. Żadna rzecz w tym pokoju nie jest znajoma. Nie wiem jakim sposobem się tu znalazłem. Ostatnie co pamiętam to rozmowa z Aną. Ożesz kurwa... Trening! Szybko szukamm telefonu i sprawdzam godzinę. 13! Do cholery jasnej!!! Wkurzony wstaję z łóżka i wychodzę z pokoju.
-Jak zdrowie stary?- pyta mój kolega gdy siadam w kuchni.
-Do dupy. Jak się tu dostałem?
-Mój brat nas przytargał. Mówił, że byliśmy tak najarani, że chcieliśmy się całować z szybą w windzie.- uderzam głową o stół na te słowa, przez co boli mnie ona jeszcze bardziej.
-Jeśli już mówimy o wczoraj to jak tam Ana?
-Nawet nie mów... Nie pamiętam za wiele ale chyba muszę ją przeprosić bo mnie do domu nie wpuści i kurwa będę musiał się tułać po mieście.
-Jak coś to u mnie zawsze możesz zamieszkać.
-Dzięki stary.-klepię go po ramieniu i wracam do pokoju, w którym spałem.


Ja pierdole.... Co za idiota... Czy on myśli, że będę holować jego dupę za każdym razem gdy się schla? Jeśli tak to się grubo myli. Jest wieczór, a jego dalej nie ma i nawet nie raczył zadzwonić przez cały dzień...Nagle słyszę pukanie do drzwi. Otwieram je, a przede mną stoi ktoś kogo zasłania  wielki bukiet kwiatów.
-Może powiesz mi kim jesteś?- pytam starając się zobaczyć kto stoi za bukietem.
-Jeśli, obiecasz, że nie będziesz krzyczeć ani bić mnie poduszkami to Ci powiem.
-Lu...- uderzam ręką w czoło.- Idioto, właź do domu i nie rób z siebie jeszcze większego debila.
-Nie wejdę dopóki Cię nie przeproszę.
-Okay.- mówię i zamykam mu drzwi przed nosem.
-Do cholery jasnej!!! Ana. otwieraj te cholerne drzwi!!!
-Cierp. Sam się o to prosiłeś.- rozsiadam się wygodnie na kanapie, zakładam okulary i zaczynam czytać nową książkę, którą sobie niedawno kupiłam.
-Nosz kurwa- słyszę a po chwili drzwi otwierają się z hukiem.- Ana albo przyjmujesz przeprosiny i ten cholerny bukiet, albo..
-Albo co?- przerywam mu- To tak mają wyglądać te Twoje zasrane przeprosiny? Nie przyjmę ich bo nawet ich nie dostałam.- mówię obrażona i trzaskam drzwiami wchodząc do swojego pokoju. Kładę się na łóżku, a po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Dlaczego on musi zachowywać się jak jakiś sukinsyn?! Przecież on nigdy się tak nie zachowywał..


Ana, bardzo boli Cię ta noga?- pyta smutnym głosem Luigi.
-Lu, ona jest złamana, oczywiście, że mnie boli.
-Przepraszam, że poprosiłem Cię byś zjechała z tej górki, nie spodziewałem się, że tam będzie tak nierówno...Przeze mnie nie pójdziesz na rozpoczęcie piątej klasy.
-Nic się nie stało, Lu. Wybaczam Ci.
-Obiecuję Ci, że już nigdy Cię nie zranię bo Cię kocham.
-Ja Ciebie też- mówię, po czym chłopczyk zamyka mnie w swoich ramionach.


To było tak dawno. Mieliśmy wtedy chyba po 10 albo 11 lat.Nie mam pojęcia dlaczego akurat to wspomnienie pojawiło się przed oczami ale wiem, że już chyba nigdy nie wróci tamten Luigi. Zaczynam się rozklejać sama nie wiedząc dlaczego... Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele czasami mają kryzys. Może jutro wszystko wróci do normy...Oby...

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 2

Przygotowuję ostatnie notatki na zajęcie gdy do mieszkania wbiega Luigi ciągnąc kogoś za rękę.
-Lu? Wszystko w porządku?- wołam a przede mną szybko ukazuje się jego postać.
-W jak najlepszym szkrabie. Ucz się, ucz a ja się zajmę sobą. Nie będę Ci przeszkadzał.
-Możesz mówić wolniej? Nie żebym nie rozumiała ale nie wiem gdzie Ci się tak spieszy?
-Włączyłem wodę w łazience i nie chce żeby się przelało.
-Nic nie słyszę.- mówię chcąc wstać ale Luigi mnie przytrzymuje.
-Bo jesteś głucha. Szkrabie ile razy mam mówić żebyś poszła do laryngologa?
-Nigdy nie mówiłeś.- odpowiadam.
-To teraz mówię. A teraz zmykam.

Odkąd zaczęliśmy się przyjaźnić zawsze nazywał mnie "szkrabem" bo usłyszał jak ciocia tak do mnie mówi i tak już zostało... Mam dość jego eskapad i cieszę się, że dzisiaj wrócił trzeźwy ale i tak martwi mnie jego dziwne zachowanie... Może przyprowadził dziewczynę? Niee... Przecież by mi powiedział gdyby się z kimś spotykał. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest alkoholikiem i w klubie posuwa wszystkie, które tylko pojawią się w pobliżu ale mógłby się w końcu ustatkować. Teraz narzekam, a gdy mama chciała kupić mi osobne mieszkanie to się uparłam i razem z Lu postawiliśmy rodzicom warunki, że albo zamieszkamy razem albo nie idziemy na studia.... Nagle z pokoju mojego ukochanego przyjaciela dochodzą jakieś kobiece jęki... O ja pierdole... No to teraz już wiem kto jest gościem i w jakim celu przyszedł. Oj Luigi, masz przerąbane...

-Lu, kurwa mać mogłeś uprzedzić, że przyprowadzasz dziwki do domu to bym się wyniosła.- krzyczę na niego i biję poduszką po głowie.
-Ej! Ej! Przestań się drzeć. Gdzie byś się niby miała wynieść? Do biblioteki?
-Choćby nawet.- śmieje się przez co uderzam go jeszcze mocniej.
-Auuu....Kurde, Ana. Przestań mnie bić.- wydziera mi poduszkę z ręki i sadza mnie na fotelu.
-Zamierzałeś mi w ogóle kiedykolwiek powiedzieć, że przyprowadziłeś do domu jakąś lafiryndę?
-I to nie jedną.
-Lu!!!
-No dobra, przepraszam. Wystarczy?
-Nie życzę sobie czegoś takiego pod moim dachem.-mówię stanowczo.
-To jest też mój dach jakbyś zapomniała i będę robił na co kurwa mam ochotę.- wstaje i wychodzi trzaskając drzwiami.
-Świetnie.- szepczę sama do siebie.- Cudownie.- dopada mnie taka złość, że biorę do ręki najbliżej znajdującą się rzecz, którą okazuje się wazon i rzucam nim o ścianę.- Spierdalaj, Luigi.- osuwam się na podłogę i zaczynam płakać, nie wiedząc z jakiego powodu.


Stoję przed blokiem i zapalam papierosa. Cholera!!! Ona nie ma prawa dyktować mi co mam robić a czego nie... Jestem dorosły, sam sobie poradzę. Stwierdzam, że potrzebuję pójść się napić do pobliskiego baru. Jutro mamy trening ale co tam pieprzyć to. Po tej całej kłótni muszę się porządnie najebać.

Po kilku godzinach picia, wciągania koki i wypieprzania kilku lasek zaczynam tracić orientacje i nie wiem gdzie jestem.
-Ej stary!- wołam do znajomego siedzącego obok mnie.- Weź zadzwoń do Any żeby po mnie przyjechała, bo ja nie jestem w stanie.- bełkoczę.
-Właśnie widać..Dawaj telefon.- mówi i zabiera nowiutkiego Iphona i znika w tłumie.. Po nie wiem jak długim czasie wraca.- Powiedziała, żebyś się pieprzył i się rozłączyła. Ostra laska. Twoja dupa czy można do niej uderzać?
-Odpierdol się od niej. Daj ja zadzwonię.- wydzieram mu telefon z ręki i jakimś cudem udaje mi się wykręcić do niej numer.- Ana słońce.- mówię gdy odbiera.- Przyjedź po mnie. Chyba nie jestem w stanie się stąd wydostać.
-Mówiłam to twojemu nawalonemu koledze i powiem to twojej naćpanej osobie. Pieprz się Randazzo.
No to kurwa mamy problem...




Zapraszamy na dwójeczkę. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. Nie wyszedł taki jak miał wyjść, ale ostatnio nic nie wychodzi...

piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 1

-Lu! Luigi! Proszę Cię wstań!
-Ana, daj mi spokój.
-Czy ty chociaż raz mógłbyś wrócić trzeźwy czy to za trudna sztuka dla Ciebie?- mówię zdenerwowana próbując ściągnąć kołdrę z jego głowy.
-Ana jeszcze 5 minut. Obiecuję, że wstanę- wzdycham i idę do kuchni przygotować obiad. Jest 13 a ten cymbał jeszcze śpi. Oczywiście on nie może opuścić żadnej imprezy bo straci swoją zajebistość... Taaa sranie w banie. Znamy się od 13 lat i zmienił się nie do poznania. Jednak czasami są momenty, że zachowuje się normalnie, a nie jak głupia gwiazdka włoskiej siatkówki. Irytuje mnie to jego gwiazdorzenie. Aczkolwiek jako dobra przyjaciółka znoszę to wszystko i zawsze mu pomagam. Przecież sama chciałam tej przyjaźni...

-Hej kochana przyjaciółko. Co dzisiaj na obiad?- pyta uwieszając się na Twojej szyi.
-To co sobie ugotujesz.
-Oj no Ana nie złość się na mnie. Wiesz, że nie lubię kiedy się kłócimy. Wybacz mi.- patrzy mi w oczy i na jego twarzy pojawia się ten zniewalający uśmiech.
-Wybaczę Ci ale z obiadem nie żartowałam, każdy gotuje dla siebie.
-Od momentu kiedy Cię poznałem wiedziałem, że zostaniesz feministką.
-W wieku 8 lat nawet nie wiedziałeś co to jest- drażnię się z nim.
-Przeczuwałem.- śmiejemy się i gotowanie mija w miłej atmosferze.


-Dobra to ja spadam na trening. Trzymaj się.
-Wróć trzeźwy.- krzyczy z salony Ana.
-Obiecuję.- odpowiadam i wychodzę.
Idę na trening na piechotę. Ciągle boli mnie głowa ale na szczęście jest o wiele lepiej niż rano. Wpadam na genialny pomysł. Wyciągam telefon z kieszeni i pisze SMS'a : "Hej laska. Dzisiaj u mnie o 21?" Niemal natychmiast dostaję odpowiedź "Z wielką chęcią :D". Uśmiechnięty wchodzę na halę.

-Co się stało, że pan Randazzo nas odwiedził? Czyżby wszystkie możliwe imprezy się skończyły?- wyrzuca trener nawet na mnie nie patrząc.
-Choćby nawet to zostają jeszcze panienki do przelecenia.
-Przebieraj się i nie pyskuj. Dostaniesz dzisiaj niezły wycisk.- wzdycham i kieruję się do szatni.
Trening dobiegł końca, już mam wychodzić gdy trener mnie zatrzymuje.
-Pamiętaj młody jeszcze 3 takie wybryki jak ostatnio gdy przyszedłeś naćpany lub wcale się nie zjawiłeś, a będziesz miał poważne problemy. Nie żartuję, Luigi.
-Dzięki ale nie potrzebuje ostrzeżeń sam sobie poradzę.- mówię i wychodzę na zewnątrz. Jest 20.30. Mam pół godziny żeby wrócić do domu. Ana nie może zobaczyć mojej koleżanki, bo dostanę od niej w ryj i to na 100 %, a jutro tak mnie opieprzy, że cała okolica usłyszy. Do cholery jasnej! Dlaczego nie zamieszkałem sam?! Nie żebym miał coś przeciwko Anie, w końcu przyjaźnimy się od dziecka, ale no kurde facet taki jak ja potrzebuje prywatności gdy nawinie się jakaś ciekawa panienka. Przecież Any nie przelecę...Chociaż....Nie! Uspokój się Randazzo! Nieee....bleee..Gdy stoję już pod blokiem zauważam idącą w moją stronę dzisiejszą panią do towarzystwa. Już się nie mogę doczekać.




Zapraszamy na pierwszy rozdział! Miłego czytania ;D
Pozdrawiamy :*

piątek, 1 stycznia 2016

Prolog


You can count on me like 1 2 3
I'll be there
And I know when I need it I can count on you like 4 3 2
I'll be there
Cause that's what friends are supposed to do, oh yeah






-Mamo patrz! Mamy nowych sąsiadów!- krzyczysz patrząc przez okno jak kobieta razem z mężczyzną wnoszą kartony do domu naprzeciwko.
-Wiem córciu. Słyszałam, że jakaś rodzina ma się wprowadzić w tym tygodniu i oto są.- woła mama z kuchni. Patrzysz tak jeszcze przez chwilę i nagle zauważasz jak chłopiec o czarnych włosach wychodzi  z domu. Jest naprawdę ładny. Nie pytając mamy wybiegasz na zewnątrz w kierunku chłopca.
-Cześć!- wołasz
-Cześć.- mówi i podchodzi do Ciebie
-Jesteś tu nowy?
-Tak, dzisiaj się wprowadziliśmy- pokazuje kilka pudeł stojących jeszcze na podjeździe.
-Ale fajnie!!! A ile masz lat?
-8- odpowiada uśmiechnięty.
-To tyle co ja. Jak się nazywasz?
-Luigi. A ty?- wyciąga ku Tobie rękę.
-Anastasia.- odpowiadasz i ściskasz dłoń chłopaka
-Może chcesz się ze mną zaprzyjaźnić bo jak na razie nie mam tu nikogo?- zastanawiasz się przez chwilę, a później przytakujesz.
-Z wielką chęcią, Lu.
-Dzięki, Ana.- mówi i obdarza Cię niezręcznym przytulasem.


Nowy rok, nowi bohaterowie, nowe opowiadanie. Mamy nadzieję, że się komuś spodoba. Życzymy wszystkim szczęśliwego Nowego Roku! :* i buziaki :**