piątek, 20 maja 2016

Rozdział 11

I know that you hate it
And I hate it just as much as you
But if you can brave it, I can brave it
Brave it all for you


* Tydzień później
-Już się nie mogę doczekać tej dzisiejszej imprezy u Laury. Będzie cudownie. Napijemy się, potańczymy, może nawet kogoś poderwiemy. Musimy tylko kupić nam jakieś wystrzałowe kiecki żeby zrobić furorę. Ana? Słuchasz mnie?
-Tak, Sofia słucham Cię.- kłamię i idę dalej za moją koleżanką do kolejnych sklepów. Tak naprawdę nie chce mi się iść na tą imprezę ale Sofia nawija o niej od tygodnia, a ja obiecałam,że pójdę z nią. Cały czas myślę o Lu. Przychodzi do mnie codziennie i pyta jak się czuję. Jak mam się niby czuć kiedy osoba, którą kocham sprawia mi tyle bólu? Obiecałam mu, że już nigdy więcej się nie będę cięła lecz to jest zbyt trudne. Gdyby nie ten błyszczący kawałek szkła byłabym już wrakiem człowieka. Tylko on pomaga mi jakoś funkcjonować...


Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ana kazała mi dzisiaj nie przychodzić bo idzie ze znajomą na imprezę. Z jednej strony cieszę się, że zaczęła wychodzić z domu i odciągnęła się od tych jej  książek ale z drugiej strony boli mnie to, że nie chciała zabrać mnie ze sobą. Cieszę się, że znowu się do siebie zbliżyliśmy, a najbardziej cieszę się z tego, że obiecała już więcej nie sięgać po nic ostrego, żeby się pociąć. Nie chcę żeby robiła sobie krzywdę.
-Luigi, idioto! Słuchasz mnie czy nie?
-Damiano, co ty tutaj robisz?
-Sam nie wiem..a nie, jednakwiem! Siedzę tu od godziny i patrzę na Twoja zamyśloną mordę.- bije Cię po ramienu i znowu zaczyna krzyczeć.- Ogarnij dupę! Idziemy dzisiaj do klubu?
-Sorry, ale nie. Mam ważne sprawy do załatwienia.- nie mogę się nigdzie szwendać, w razie gdyby Ana mnie potrzebowała muszę być w domu.
-Od kiedy stałeś się pantoflem? Jak znowu zaczniesz być facetem to daj znać.- mówi Damiano i wychodzi z mieszkania.
-Pierdol się.- krzyczę ale wiem, że już i tak mnie nie usłyszy. Co za bęcwał...


Bawię się tak jak jeszcze nigdy. Tańczyłam już chyba ze wszystkimi. Nareszcie czuję, że żyję. Nie wiem co ja wcześniej myślałam...Nie tylko Luigi jest na tym świecie. Mam mnóstwo innych znajomych oprócz niego. Potrafię być niezależna i taka od teraz będę!
-Ana, chodź bo kolejka idzie!- moje rozmyślania przerywa Sofia
-Już idę, spokojnie- krzyczę i idę ledwo trzymając się na nogach. Zerkam na zegar w salonie. Już północ?! To mój ostatni kieliszek. Wpadam na genialny pomysł. Wypijam kolejkę, biorę telefon ze stołu i idę na zewnątrz. Wybieram odpowiedni numer i czekam.
-Ana? Stało się coś?
-Luigi! Wszystko jest w jak najlepszym porządku!
-Przestań bełkotać bo nic nie rozumiem.
-Lu, przyjedź po mnie.
-Zaraz będę.
-Czekaj, ale przecież...- rozłączył się...Debil. Przecież nawet nie wie gdzie ma przyjechać...
Po pół godzinie podjeżdża samochód, a z niego wychodzi Luigi.
-Skąd wiedziałeś gdzie ja jestem?- chcę do niego podejść ale potykam się o własne nogi.
-Uważaj.- chwyta mnie w ostatniej chwili i podtrzymuje żebym znowu nie grzmotnęła o ziemię.- Wracając do tematu, mówiłaś mi o tym wczoraj.
-Serio? Hihi zapomniałam.
-Ana, ile wypiłaś?
-Chyba za dużo.-nie myśląc przysuwam się do niego i całuję chłopaka, a on ku mojemu zaskoczeniu oddaje pocałunek.


Zbliżamy się do końca :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz