piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 3



I'm sorry for everything
Oh everything I've done
From the second that I was born 
It seems I had a loaded gun
And then I shot, shot, shot a hole through 
Everything I loved
Oh I shot, shot, shot a hole through every single thing that I loved



Budzę się i nie mam pojęcia gdzie jestem. Żadna rzecz w tym pokoju nie jest znajoma. Nie wiem jakim sposobem się tu znalazłem. Ostatnie co pamiętam to rozmowa z Aną. Ożesz kurwa... Trening! Szybko szukamm telefonu i sprawdzam godzinę. 13! Do cholery jasnej!!! Wkurzony wstaję z łóżka i wychodzę z pokoju.
-Jak zdrowie stary?- pyta mój kolega gdy siadam w kuchni.
-Do dupy. Jak się tu dostałem?
-Mój brat nas przytargał. Mówił, że byliśmy tak najarani, że chcieliśmy się całować z szybą w windzie.- uderzam głową o stół na te słowa, przez co boli mnie ona jeszcze bardziej.
-Jeśli już mówimy o wczoraj to jak tam Ana?
-Nawet nie mów... Nie pamiętam za wiele ale chyba muszę ją przeprosić bo mnie do domu nie wpuści i kurwa będę musiał się tułać po mieście.
-Jak coś to u mnie zawsze możesz zamieszkać.
-Dzięki stary.-klepię go po ramieniu i wracam do pokoju, w którym spałem.


Ja pierdole.... Co za idiota... Czy on myśli, że będę holować jego dupę za każdym razem gdy się schla? Jeśli tak to się grubo myli. Jest wieczór, a jego dalej nie ma i nawet nie raczył zadzwonić przez cały dzień...Nagle słyszę pukanie do drzwi. Otwieram je, a przede mną stoi ktoś kogo zasłania  wielki bukiet kwiatów.
-Może powiesz mi kim jesteś?- pytam starając się zobaczyć kto stoi za bukietem.
-Jeśli, obiecasz, że nie będziesz krzyczeć ani bić mnie poduszkami to Ci powiem.
-Lu...- uderzam ręką w czoło.- Idioto, właź do domu i nie rób z siebie jeszcze większego debila.
-Nie wejdę dopóki Cię nie przeproszę.
-Okay.- mówię i zamykam mu drzwi przed nosem.
-Do cholery jasnej!!! Ana. otwieraj te cholerne drzwi!!!
-Cierp. Sam się o to prosiłeś.- rozsiadam się wygodnie na kanapie, zakładam okulary i zaczynam czytać nową książkę, którą sobie niedawno kupiłam.
-Nosz kurwa- słyszę a po chwili drzwi otwierają się z hukiem.- Ana albo przyjmujesz przeprosiny i ten cholerny bukiet, albo..
-Albo co?- przerywam mu- To tak mają wyglądać te Twoje zasrane przeprosiny? Nie przyjmę ich bo nawet ich nie dostałam.- mówię obrażona i trzaskam drzwiami wchodząc do swojego pokoju. Kładę się na łóżku, a po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Dlaczego on musi zachowywać się jak jakiś sukinsyn?! Przecież on nigdy się tak nie zachowywał..


Ana, bardzo boli Cię ta noga?- pyta smutnym głosem Luigi.
-Lu, ona jest złamana, oczywiście, że mnie boli.
-Przepraszam, że poprosiłem Cię byś zjechała z tej górki, nie spodziewałem się, że tam będzie tak nierówno...Przeze mnie nie pójdziesz na rozpoczęcie piątej klasy.
-Nic się nie stało, Lu. Wybaczam Ci.
-Obiecuję Ci, że już nigdy Cię nie zranię bo Cię kocham.
-Ja Ciebie też- mówię, po czym chłopczyk zamyka mnie w swoich ramionach.


To było tak dawno. Mieliśmy wtedy chyba po 10 albo 11 lat.Nie mam pojęcia dlaczego akurat to wspomnienie pojawiło się przed oczami ale wiem, że już chyba nigdy nie wróci tamten Luigi. Zaczynam się rozklejać sama nie wiedząc dlaczego... Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele czasami mają kryzys. Może jutro wszystko wróci do normy...Oby...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz