piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 1

-Lu! Luigi! Proszę Cię wstań!
-Ana, daj mi spokój.
-Czy ty chociaż raz mógłbyś wrócić trzeźwy czy to za trudna sztuka dla Ciebie?- mówię zdenerwowana próbując ściągnąć kołdrę z jego głowy.
-Ana jeszcze 5 minut. Obiecuję, że wstanę- wzdycham i idę do kuchni przygotować obiad. Jest 13 a ten cymbał jeszcze śpi. Oczywiście on nie może opuścić żadnej imprezy bo straci swoją zajebistość... Taaa sranie w banie. Znamy się od 13 lat i zmienił się nie do poznania. Jednak czasami są momenty, że zachowuje się normalnie, a nie jak głupia gwiazdka włoskiej siatkówki. Irytuje mnie to jego gwiazdorzenie. Aczkolwiek jako dobra przyjaciółka znoszę to wszystko i zawsze mu pomagam. Przecież sama chciałam tej przyjaźni...

-Hej kochana przyjaciółko. Co dzisiaj na obiad?- pyta uwieszając się na Twojej szyi.
-To co sobie ugotujesz.
-Oj no Ana nie złość się na mnie. Wiesz, że nie lubię kiedy się kłócimy. Wybacz mi.- patrzy mi w oczy i na jego twarzy pojawia się ten zniewalający uśmiech.
-Wybaczę Ci ale z obiadem nie żartowałam, każdy gotuje dla siebie.
-Od momentu kiedy Cię poznałem wiedziałem, że zostaniesz feministką.
-W wieku 8 lat nawet nie wiedziałeś co to jest- drażnię się z nim.
-Przeczuwałem.- śmiejemy się i gotowanie mija w miłej atmosferze.


-Dobra to ja spadam na trening. Trzymaj się.
-Wróć trzeźwy.- krzyczy z salony Ana.
-Obiecuję.- odpowiadam i wychodzę.
Idę na trening na piechotę. Ciągle boli mnie głowa ale na szczęście jest o wiele lepiej niż rano. Wpadam na genialny pomysł. Wyciągam telefon z kieszeni i pisze SMS'a : "Hej laska. Dzisiaj u mnie o 21?" Niemal natychmiast dostaję odpowiedź "Z wielką chęcią :D". Uśmiechnięty wchodzę na halę.

-Co się stało, że pan Randazzo nas odwiedził? Czyżby wszystkie możliwe imprezy się skończyły?- wyrzuca trener nawet na mnie nie patrząc.
-Choćby nawet to zostają jeszcze panienki do przelecenia.
-Przebieraj się i nie pyskuj. Dostaniesz dzisiaj niezły wycisk.- wzdycham i kieruję się do szatni.
Trening dobiegł końca, już mam wychodzić gdy trener mnie zatrzymuje.
-Pamiętaj młody jeszcze 3 takie wybryki jak ostatnio gdy przyszedłeś naćpany lub wcale się nie zjawiłeś, a będziesz miał poważne problemy. Nie żartuję, Luigi.
-Dzięki ale nie potrzebuje ostrzeżeń sam sobie poradzę.- mówię i wychodzę na zewnątrz. Jest 20.30. Mam pół godziny żeby wrócić do domu. Ana nie może zobaczyć mojej koleżanki, bo dostanę od niej w ryj i to na 100 %, a jutro tak mnie opieprzy, że cała okolica usłyszy. Do cholery jasnej! Dlaczego nie zamieszkałem sam?! Nie żebym miał coś przeciwko Anie, w końcu przyjaźnimy się od dziecka, ale no kurde facet taki jak ja potrzebuje prywatności gdy nawinie się jakaś ciekawa panienka. Przecież Any nie przelecę...Chociaż....Nie! Uspokój się Randazzo! Nieee....bleee..Gdy stoję już pod blokiem zauważam idącą w moją stronę dzisiejszą panią do towarzystwa. Już się nie mogę doczekać.




Zapraszamy na pierwszy rozdział! Miłego czytania ;D
Pozdrawiamy :*

3 komentarze: