niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 2

Przygotowuję ostatnie notatki na zajęcie gdy do mieszkania wbiega Luigi ciągnąc kogoś za rękę.
-Lu? Wszystko w porządku?- wołam a przede mną szybko ukazuje się jego postać.
-W jak najlepszym szkrabie. Ucz się, ucz a ja się zajmę sobą. Nie będę Ci przeszkadzał.
-Możesz mówić wolniej? Nie żebym nie rozumiała ale nie wiem gdzie Ci się tak spieszy?
-Włączyłem wodę w łazience i nie chce żeby się przelało.
-Nic nie słyszę.- mówię chcąc wstać ale Luigi mnie przytrzymuje.
-Bo jesteś głucha. Szkrabie ile razy mam mówić żebyś poszła do laryngologa?
-Nigdy nie mówiłeś.- odpowiadam.
-To teraz mówię. A teraz zmykam.

Odkąd zaczęliśmy się przyjaźnić zawsze nazywał mnie "szkrabem" bo usłyszał jak ciocia tak do mnie mówi i tak już zostało... Mam dość jego eskapad i cieszę się, że dzisiaj wrócił trzeźwy ale i tak martwi mnie jego dziwne zachowanie... Może przyprowadził dziewczynę? Niee... Przecież by mi powiedział gdyby się z kimś spotykał. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest alkoholikiem i w klubie posuwa wszystkie, które tylko pojawią się w pobliżu ale mógłby się w końcu ustatkować. Teraz narzekam, a gdy mama chciała kupić mi osobne mieszkanie to się uparłam i razem z Lu postawiliśmy rodzicom warunki, że albo zamieszkamy razem albo nie idziemy na studia.... Nagle z pokoju mojego ukochanego przyjaciela dochodzą jakieś kobiece jęki... O ja pierdole... No to teraz już wiem kto jest gościem i w jakim celu przyszedł. Oj Luigi, masz przerąbane...

-Lu, kurwa mać mogłeś uprzedzić, że przyprowadzasz dziwki do domu to bym się wyniosła.- krzyczę na niego i biję poduszką po głowie.
-Ej! Ej! Przestań się drzeć. Gdzie byś się niby miała wynieść? Do biblioteki?
-Choćby nawet.- śmieje się przez co uderzam go jeszcze mocniej.
-Auuu....Kurde, Ana. Przestań mnie bić.- wydziera mi poduszkę z ręki i sadza mnie na fotelu.
-Zamierzałeś mi w ogóle kiedykolwiek powiedzieć, że przyprowadziłeś do domu jakąś lafiryndę?
-I to nie jedną.
-Lu!!!
-No dobra, przepraszam. Wystarczy?
-Nie życzę sobie czegoś takiego pod moim dachem.-mówię stanowczo.
-To jest też mój dach jakbyś zapomniała i będę robił na co kurwa mam ochotę.- wstaje i wychodzi trzaskając drzwiami.
-Świetnie.- szepczę sama do siebie.- Cudownie.- dopada mnie taka złość, że biorę do ręki najbliżej znajdującą się rzecz, którą okazuje się wazon i rzucam nim o ścianę.- Spierdalaj, Luigi.- osuwam się na podłogę i zaczynam płakać, nie wiedząc z jakiego powodu.


Stoję przed blokiem i zapalam papierosa. Cholera!!! Ona nie ma prawa dyktować mi co mam robić a czego nie... Jestem dorosły, sam sobie poradzę. Stwierdzam, że potrzebuję pójść się napić do pobliskiego baru. Jutro mamy trening ale co tam pieprzyć to. Po tej całej kłótni muszę się porządnie najebać.

Po kilku godzinach picia, wciągania koki i wypieprzania kilku lasek zaczynam tracić orientacje i nie wiem gdzie jestem.
-Ej stary!- wołam do znajomego siedzącego obok mnie.- Weź zadzwoń do Any żeby po mnie przyjechała, bo ja nie jestem w stanie.- bełkoczę.
-Właśnie widać..Dawaj telefon.- mówi i zabiera nowiutkiego Iphona i znika w tłumie.. Po nie wiem jak długim czasie wraca.- Powiedziała, żebyś się pieprzył i się rozłączyła. Ostra laska. Twoja dupa czy można do niej uderzać?
-Odpierdol się od niej. Daj ja zadzwonię.- wydzieram mu telefon z ręki i jakimś cudem udaje mi się wykręcić do niej numer.- Ana słońce.- mówię gdy odbiera.- Przyjedź po mnie. Chyba nie jestem w stanie się stąd wydostać.
-Mówiłam to twojemu nawalonemu koledze i powiem to twojej naćpanej osobie. Pieprz się Randazzo.
No to kurwa mamy problem...




Zapraszamy na dwójeczkę. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. Nie wyszedł taki jak miał wyjść, ale ostatnio nic nie wychodzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz