sobota, 25 czerwca 2016

Epilog


You were the shadow to my light
Did you feel us

Znaliśmy się od dziecka. przyjaźniliśmy się całe życie. Doskonale pamiętam dzień, w którym się poznaliśmy. To był najlepszy dzień jaki kiedykolwiek udało mi się przeżyć. Zyskałam przyjaciela. Bratnią duszę. Osobę, której mogłam wszystko powiedzieć. Osobę, której mogłam zaufać. 
Osobę, która zawsze była przy mnie...

Where are you now
Was it all in my fantasy
Where are you now
Were you only imaginary
Where are you now

Wyznałeś mi miłość. Myślałam, że od tej pory nic nas nie może rozdzielić. Myliłam się... Musiałam wyjechać, a ty nie zrobiłeś niczego żeby mnie powstrzymać. Nawet za mną nie pojechałeś. Minął rok. Przestałeś się do mnie odzywać. Zaczynam myśleć, że tak naprawdę nigdy Cię nie spotkałam, że byłeś tylko wytworem mojej wyobraźni. Mam wrażenie, że byłeś wymyślony. Jeśli jednak nie, to gdzie teraz jesteś?

I'm faded
I'm faded
So lost
I'm faded
I'm faded
So lost
I'm faded

Nie widziałam Cię od 365 dni. Czuję się samotna. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ciągle o Tobie myślę. Czy ty też czasami o mnie myślisz? Czy tęsknisz? Zostawiając mnie, zabrałeś mi wszystko. Szansę na szczęście. Szansę na miłość.Już nawet nie wiem jak to jest się śmiać. Zniszczyłaś mnie. Czuję się tak bardzo zagubiona...wyblakła...

Without your love I'll be
So long and lost, are you missing me?


A więc opowiadanie dobiegło końca.
 Dziękujemy za waszą obecność i komentarze
. Życzymy udanych wakacji :*

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 13




If I never loved you, if I never felt your kiss
If I never had you. I know that I'd
I still would have mourned you
I would have missed your smile.




-Lu! W tej chwili masz mi powiedzieć co się wczoraj stało!!- krzyczę na niego stojąc w kuchni, podczas gdy on spokojnie je sobie śniadanie na stołku barowym naprzeciwko mnie.
-Ana, powiem. Daj mi zjeść to po pierwsze, po drugie nie drzyj się na mnie.
-Wybacz. Nie możesz dokończyć później tego śniadania?
-Ne.- koniec rozmowy. Super. Co za uparty dziad...Ugh!
Po 10 minutach odkłada w końcu talerz do zmywarki i siada na miejscu, które wcześniej zajmował.
-Co pamiętasz jako ostatnie?
-Szłam się napić bo mnie wołali.
-Nic więcej?
-Nic.
-Ugh. No dobrze. Zadzwoniłaś do mnie i...
-O Boże! Lu, przepraszam. Gadałam wtedy głupoty. Zapomnij o tym.
-Czyli pamiętasz. Super.- mówi naburmuszony i wstaje.
-Luigi, o co Ci chodzi?
-O nic- odpowiada i wychodzi na balkon. Idę za nim. Musimy sobie wszystko wyjaśnić. Nie może zachowywać się jak rozwydrzony bachor.
-Luigi! Masz natychmiast wyjaśnić mi swoje zachowanie.
-Nie powinno Cię ono obchodzić.
-No popatrz, a jednak mnie obchodzi..Luigi przyjaźnimy się od dziecka, wszystko co dotyczy Ciebie mnie obchodzi.
-No właśnie, Ana. Przyjaźnimy.
-Żałujesz tego?
-Nie! Ana, nigdy tak nie myśl. Po prostu ... chodzi o to, że...
-O co chodzi Luigi? Do rzeczy.
-Wczoraj gdy po mnie zadzwoniłaś, to gdy prowadziłem Cię do samochodu to mnie pocałowałaś, a później powiedziałaś, że...powiedziałaś....że..
-Lu, co takiego powiedziałam?- pytam zniecierpliwiona jego jąkaniem.
-Powiedziałaś, że mnie kochasz, a ja... a ja gdy szliśmy spać powiedziałem Ci to samo.- patrzę na niego oniemiała. Mam wrażenie, że moja szczęka dotyka ziemi.
-Luigi, ja, ja..
-Wiem, wiem. Nie mówiłaś nic z tych rzeczy, to były głupoty. Rozumiem.
-Lu to nie tak.
-A jak? Ana, ja się w Tobie do cholery zakochałem, a ty mi mówisz, że to nie tak.
-Lu!- krzyczę po czym chwytam jego twarz w dłonie i całuję.- Mogę co powiedzieć?- kiwa głową z uśmiechem na twarzy.- Kocham Cię. Zawsze Cię kochałam. Uświadomiłam to sobie gdzieś w gimnazjum gdy oglądaliśmy spadające gwiazdy.- czuję, że mówiąc to równocześnie się rumienie i zaczynam płakać.
-Nie płacz słonko. Ja Ciebie też kocham.- wyznaje i całuje mnie po raz kolejny.
-Lu, tylko jest jeden problem.
-Jaki? Znowu się tniesz? Obiecałeś, że tego nie robisz.
-Skoro obiecałam to tego nie robię.
-To dobrze.- uśmiecha się tak, że uśmiech dotyka jego oczu.
-Luigi nie jest dobrze bo ja... bo ja postanowiłam wyjechać i mam już kupione mieszkanie i bilety na lot do Stanów...

Musimy się powoli z Wami żegnać bo do końca został tylko epilog :(

piątek, 27 maja 2016

Rozdział 12


And I will stumble and fall
I'm still learning to love
Just starting to crawl

-Przepraszam Ana. Poniosło mnie- Lu odsuwa się ode mnie i patrzymy sobie w oczy.
-Luigi muszę Ci coś chyba powiedzieć.
-Słucham
-Kocham Cię.
-Ana, jesteś pijana.
-Wiem, że jestem. Gdybym nie była to bym tego nie powiedziała. Znasz mnie tyle lat i wiesz, że jestem nieśmiała.- chichoczę i za cholerę nie mogę przestać.
-Ana, pogadamy o tym jutro.
-Zawieź mnie do domu.
-Chodź.


Po pół godzinie jesteśmy już pod moim blokiem. Będę się czuł pewniej gdy będę u siebie. Zresztą Ana już tu kiedyś mieszkała. To jest też jej mieszkanie. Patrzę na postać dziewczyny i widzę, że ma spokojny i miarowy oddech. Zasnęła. Delikatnie biorę ją na ręce i wchodzę do bloku. Dzięki Bogu mamy windę bo chyba nie dałbym rady wnieść ją po schodach na 5 piętro. Nogą zamykam drzwi od mieszkania i zanoszę ją do starej sypialni. Ma na sobie sukienkę, w której na pewno będzie jej niewygodnie. Kładę ją na łóżku i idę po swoją koszulkę. Ściągam jej ubranie i zakładam Anie mój t-shirt. Przykrywam ją kołdrą i już chce wyjść gdy słyszę jej szept.
-Zostań ze mną, Lu. Proszę- patrzę na nią i nie mogę się oprzeć. Podchodzę do łóżka, rozbieram się i zostaję w samych bokserkach, po czym kładę się obok dziewczyny. Ana szybko się we mnie wtula i równie szybko zasypia. Całuję ją we włosy.
-Ana, ja..ja chyba też Cię kocham-szepczę i zaraz po tym zasypiam.

Budzę się i nie mogę przypomnieć sobie niczego z wczorajszej nocy. Na dodatek jest mi bardzo gorąco. Jakbym miała na sobie co najmniej 3 swetry. Przekręcam głowę na bok i widzę Luigi'ego. Co on tutaj robił? Gdzie ja w ogóle jestem?
-Ooo, widzę, że już wstałaś.- słyszę jego zachrypnięty głos. Boże...jak on cudownie wygląda rano...Ana! Ogarnij się!
-Co ja tutaj robię?
-Nie pamiętasz nic?- pyta zawiedzionym głosem. O co tutaj chodzi?
-Nic, a nic.
-No trudno. Później Ci opowiem. Idę do kibla.- wstaje i wychodzi, trzaskając drzwiami.
Podsumowując dziwny poranek:
1. Jestem u Lu w mieszkaniu.
2. Spał ze mną w jednym łóżku.
3. Nic nie pamiętam.
4. Głowa boli mnie tak jakby czołg po mnie przejechał.
5. Luigi jest zły, że nic nie pamiętam.
6. O co tutaj kurwa chodzi?

Nic nie pamięta. Super. Zajebiście wręcz. Kurwa! Wiedziałem, że tak będzie. Mogę sie założyć, że wyprze się wszystkiego jak jej opowiem o wczoraj. Ugh..co za baba...


 A do końca został tylko jeden :(

piątek, 20 maja 2016

Rozdział 11

I know that you hate it
And I hate it just as much as you
But if you can brave it, I can brave it
Brave it all for you


* Tydzień później
-Już się nie mogę doczekać tej dzisiejszej imprezy u Laury. Będzie cudownie. Napijemy się, potańczymy, może nawet kogoś poderwiemy. Musimy tylko kupić nam jakieś wystrzałowe kiecki żeby zrobić furorę. Ana? Słuchasz mnie?
-Tak, Sofia słucham Cię.- kłamię i idę dalej za moją koleżanką do kolejnych sklepów. Tak naprawdę nie chce mi się iść na tą imprezę ale Sofia nawija o niej od tygodnia, a ja obiecałam,że pójdę z nią. Cały czas myślę o Lu. Przychodzi do mnie codziennie i pyta jak się czuję. Jak mam się niby czuć kiedy osoba, którą kocham sprawia mi tyle bólu? Obiecałam mu, że już nigdy więcej się nie będę cięła lecz to jest zbyt trudne. Gdyby nie ten błyszczący kawałek szkła byłabym już wrakiem człowieka. Tylko on pomaga mi jakoś funkcjonować...


Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ana kazała mi dzisiaj nie przychodzić bo idzie ze znajomą na imprezę. Z jednej strony cieszę się, że zaczęła wychodzić z domu i odciągnęła się od tych jej  książek ale z drugiej strony boli mnie to, że nie chciała zabrać mnie ze sobą. Cieszę się, że znowu się do siebie zbliżyliśmy, a najbardziej cieszę się z tego, że obiecała już więcej nie sięgać po nic ostrego, żeby się pociąć. Nie chcę żeby robiła sobie krzywdę.
-Luigi, idioto! Słuchasz mnie czy nie?
-Damiano, co ty tutaj robisz?
-Sam nie wiem..a nie, jednakwiem! Siedzę tu od godziny i patrzę na Twoja zamyśloną mordę.- bije Cię po ramienu i znowu zaczyna krzyczeć.- Ogarnij dupę! Idziemy dzisiaj do klubu?
-Sorry, ale nie. Mam ważne sprawy do załatwienia.- nie mogę się nigdzie szwendać, w razie gdyby Ana mnie potrzebowała muszę być w domu.
-Od kiedy stałeś się pantoflem? Jak znowu zaczniesz być facetem to daj znać.- mówi Damiano i wychodzi z mieszkania.
-Pierdol się.- krzyczę ale wiem, że już i tak mnie nie usłyszy. Co za bęcwał...


Bawię się tak jak jeszcze nigdy. Tańczyłam już chyba ze wszystkimi. Nareszcie czuję, że żyję. Nie wiem co ja wcześniej myślałam...Nie tylko Luigi jest na tym świecie. Mam mnóstwo innych znajomych oprócz niego. Potrafię być niezależna i taka od teraz będę!
-Ana, chodź bo kolejka idzie!- moje rozmyślania przerywa Sofia
-Już idę, spokojnie- krzyczę i idę ledwo trzymając się na nogach. Zerkam na zegar w salonie. Już północ?! To mój ostatni kieliszek. Wpadam na genialny pomysł. Wypijam kolejkę, biorę telefon ze stołu i idę na zewnątrz. Wybieram odpowiedni numer i czekam.
-Ana? Stało się coś?
-Luigi! Wszystko jest w jak najlepszym porządku!
-Przestań bełkotać bo nic nie rozumiem.
-Lu, przyjedź po mnie.
-Zaraz będę.
-Czekaj, ale przecież...- rozłączył się...Debil. Przecież nawet nie wie gdzie ma przyjechać...
Po pół godzinie podjeżdża samochód, a z niego wychodzi Luigi.
-Skąd wiedziałeś gdzie ja jestem?- chcę do niego podejść ale potykam się o własne nogi.
-Uważaj.- chwyta mnie w ostatniej chwili i podtrzymuje żebym znowu nie grzmotnęła o ziemię.- Wracając do tematu, mówiłaś mi o tym wczoraj.
-Serio? Hihi zapomniałam.
-Ana, ile wypiłaś?
-Chyba za dużo.-nie myśląc przysuwam się do niego i całuję chłopaka, a on ku mojemu zaskoczeniu oddaje pocałunek.


Zbliżamy się do końca :(

piątek, 13 maja 2016

Rozdział 10

Everything is overhead
See everything I take upon loses worth
Well now that you're not the one that I thought you were
And it hurts that I'm done



-Z czym sobie kurwa nie mogłeś poradzić? Wysłów się wreszcie.- tracę kontrolę i zaczynam wrzeszczeć.
-Już nieważne. Wynoś się stąd. Tak będzie dla nas najlepiej.
-Jakie nieważne? Jakie najlepiej? Wytłumacz mi co w Ciebie wstąpiło,że postanowiłaś zrobić takie głupstwo?!
-Wynoś się stąd, powtarzam po raz kolejny.
-Ana jesteśmy przyjaciółmi praktycznie całe życie, powiedz mi co się dzieje. Jestem tu po to aby Ci pomóc. Wróć ze mną do mojego mieszkania, znaczy naszego mieszkania.- klękam przed nią i chwytam jej zapłakaną twarz dłońmi.
-Lu, ja nie potrafię. Jeszcze nie teraz.- wyrywa się, wchodzi do swojego pokoju i zamyka za sobą drzwi.
Postanowiłem zostać w jej mieszkaniu. Nie mogę pozwolić na to by znów użyła tego dziadostwa. Muszę się zmienić. To przeze mnie sobie to robi. Czuję to. To wszystko moja wina i ja muszę ją od tego uratować.
Kładę się na kanapie i próbuję zasnąć, co przychodzi mi z wielkim trudem...


Nie mogę mu powiedzieć, że go kocham. Zostawi mnie i tym razem nie wróci. Nie wiem co sobie myślałam chowając ten odłamek szkła w kosmetyczce, mogłam go lepiej ukryć. Odkąd pierwszy raz szkło dotknęło mojej skóry poczułam się wolna, dlatego zaczęłam robić to częściej i się uzależniłam... Wszystkie ślady zakrywam bransoletkami i zegarkiem, więc nikt nie ma prawa ich zobaczyć. To tylko moje ślady, które mówią wszystko o tym jak się czuję...

Budzę się i słyszę jak ktoś chodzi po mieszkaniu. Szybko wstaję z łóżka i idę do salonu, a tam Luigi jak gdyby nigdy nic popija sobie kawę i czyta jakąś gazetę.
-Lu, co ty tu robisz? Prosiłam Cię wczoraj żebyś wyszedł.
-Dzień dobry, Ana. Mnie też miło Cię widz.. Czekaj, czy ty płakałaś?- pyta i od razu stoi naprzeciwko Ciebie.
-Wydaję Ci się. Teraz wyjdź.
-To jest ostatnia rzecz jaką dzisiaj mam zamiar zrobić. Mów czemu płakałaś.- krzyżuje ręce na piersi i patrzy na Ciebie wyczekującym wzrokiem.
-Nie Twoja sprawa.- mówię i spuszczam głowę w dół.
-Tak się składa, że chyba raczej moja. Ana nie chcę żebyś płakała.- podnosi Twój podbródek i patrzy Ci głęboko w oczy.
-To przestań się tak zachowywać. Proszę Cię wyjdź. Natychmiast.
-Teraz wyjdę ale nie myśl sobie, że nie wrócę.- mówi i wychodzi trzaskając drzwiami.
Siadam na ziemi, podciągam kolana pod brodę i zaczynam płakać. Łzy płyną po moich policzkach strumieniami ale mnie to nie obchodzi, nawet nie staram się ich opanować albo nawet zetrzeć. Może robię źle ukrywając to wszystko ale tak będzie zdecydowanie lepiej dla wszystkich. Lepiej żebym cierpiała sama. Nie myśląc długo, szybko wstaję i kieruję się do kuchni. Wyciągam szklankę z szafki i rozbijam ją o zimną podłogę. Zbieram jeden z kawałków i przybliżam go do ręki. Gdy zimne szkło dotyka mojej skóry czuję się tak jakby wszystkie moje problemy uleciały. Czuję się wspaniale i tak lekko..

Matko jakim ja jestem durniem..Jak mogłem do czegoś takiego dopuścić? Jestem jej jedyną bliską osobą tutaj. Nie ma nikogo oprócz mnie. Nie licząc kilku koleżanek ze studiów. To ja jestem jej rodziną i ją zawiodłem. Zawiodłem po całości. Gdybym się zachowywał jak człowiek, a nie jak pieprzona gwiazdka to Ana dalej mieszkałaby ze mną i nie zaczęłaby się ciąć...Muszę to naprawić. Muszę coś z tym zrobić. Tylko co?

wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 9


All that matters is the time we had,
doesn't matter how it all went bad.
Never wonder what it might be like.
Shut the door, say goodbye.

Tydzień później*
Luigi: Ana, przyjedź po mnie jestem u Enrica.
Ja: Dlaczego niby mam to zrobić?
Luigi: Zrób to bo jesteś moją przyjaciółką.

To był wystarczający argument, a po drugie jest nawalony...Znowu... Musze po niego jechać. Przywiozę go do mnie i pogadamy. Musimy w końcu odbyć poważna rozmowę. Ja tak dłużej nie wytrzymam. Moim jedynym przyjacielem jest ostatnio kawałek szkła, który potrafi mi przynieść ulgę, której tak bardzo potrzebuję.
Wysiadłam właśnie z samochodu i patrzę jak Luigi ledwo wychodzi z domu swojego znajomego. Podbiegam i staram się mu pomóc.
-Jednak jesteś. Jak miło.
-Prosiłeś, więc przyjechałam.- chwytam go w pasie i prowadzę do samochodu.
-Jedziemy do Ciebie.
-Ale Lu..
-Błagam Cię, Ana.- bełkocze, a ja pomagam mu wsiąść na miejsce pasażera.


Otworzyłem okno w samochodzie. Nie piłem zbyt dużo. Może ze 3 flaszki, nie więcej. Zerkam na Anę i widzę jak nerwowo zaciska ręce na kierownicy. Nagle samochód się zatrzymuje.
-Jesteśmy na miejscu. Dasz radę sam wysiąść?- pyta a ja zaprzeczam kiwając głową. Dziewczyna wzdycha po czym pomaga mi wyjść z samochodu. Otwiera drzwi, po czym wsiadamy do windy, która jest dla mnie wybawieniem. Przynajmniej nie będzie musiała mnie targać  po schodach. Gdy wchodzimy do mieszkania pierwsze co robię to staram się dojść do kanapy i kładę się na niej, głośno wzdychając.
-Dlaczego znowu tyle piłeś?- pyta Ana siadając naprzeciwko mnie.
-Nie wypiłem dużo. Widzisz już prawie wytrzeźwiałem.
-Oczywiście.- prycha i idzie najprawdopodobniej do swojego pokoju. Po chwili wraca ubrana w granatowe dresy i biały T-shirt.- Chcesz się czegoś napić?
-Wystarczy woda.- podaje mi szklankę i znowu siada naprzeciwko.
-Dlaczego się do mnie nie odzywasz od czasu, gdy się od Ciebie wyprowadziłam?
-Nie miałem czasu.- mówię wymijająco ale wiem, że Ana cały czas się na mnie gapi.
-Imprezy były ważniejsze ode mnie?
-Ana wiesz, że to nie...
-A jak? Powiedziałeś, że coś do mnie czujesz? I co? Przeszło Ci?- kurwa słyszała to...Wymyśl coś Luigi, wymyśl.
-Powiedziałem tak bo chciałem, żebyś została i tylko tyle.- mówię po czym próbując uniknąć jej wzroku idę do łazienki, która znajduję się naprzeciwko drzwi wejściowych.


Siadam w wannie, niechcący zwalając coś na podłogę. Schylam się żeby to pozbierać i widzę kawałek szkła poplamionego krwią. Momentalnie trzeźwieje. Nie to nie może być prawda...Ana nie może tego sobie robić. Nie przez moją głupotę...Jak jej to kurwa wpadło do głowy'; Wkurwiony wychodzę z kibla i idę do siedzącej dalej w salonie dziewczyny.
-Może mi powiesz co to kurwa jest?- podnosisz głos, machając jej przed oczami kawałkiem szkła.
-Ja,ja..bo ja..
-Powiedz mi kurwa coś ty do kurwy nędzy myślała? Jesteś aż tak głupia? Zawiodłaś mnie Ana.
-Luigi, ja przepraszam ale to było dla mnie za dużo. Ja sobie z tym nie mogłam poradzić.- zaczyna się tłumaczyć, a z jej oczu płyną łzy.- Nie mogłam sobie poradzić z tym, że...


sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 8


All I want is nothing more
To hear your knocking at my door
Cause' if I could see your face once more
I could die a happy women I'm sure


-Lu może raczysz mi wyjaśnić dlaczego się nie odzywasz? Zmieniłam tylko mieszkanie. Numer telefonu dalej jest ten sam. Coś się stało, że odkąd się wyprowadziłam nie dajesz znaku życia? Przez cały tydzień się o Ciebie martwię i czekam aż zadzwonisz ale coś takiego się nie dzieję. O co chodzi?
pip pip

Po tygodniu dzwonienia do tego głąba postanowiłam w końcu zostawić mu wiadomość na poczcie głosowej. Odkąd się wyprowadziłam nawet nie zadzwonił, nie mówiąc o odwiedzinach. Może coś mu się stało?Nieee... Jego rodzice na pewno daliby mi znać. Moją nadzieją była jeszcze uczelnia ale ten idiota przestał chodzić na zajęcia albo umiejętnie mnie unika...Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Sądziłam, że ta przeprowadzka to dobry pomysł, że jeśli od siebie odpoczniemy to będzie coraz lepiej, a tu okazuję się, że jest coraz gorzej. On nawet nie wie jak okropny ból mi sprawia. Jest moim przyjacielem, był dla mnie jak brat, a teraz tak ewidentnie mnie olewa. Nie wiem co mam teraz zrobić. Szybko poszłam do kuchni i rozbiłam jedną ze szklanek. Podniosłam z podłogi lśniący kawałek szkła i przejechałam nim po ręce. Gdy zaczęła płynąć krew zrobiło mi się jakoś lżej. Schowałam ten kawałek do kosmetyczki, a resztki po szklance i zamiotłam i wrzuciłam do kosza. Muszę sobie teraz jakoś radzić bez Luigi'ego...


-Ana! Ana! Zejdź na dół- krzyczę stojąc przed jej oknem i czekając aż zejdzie.
-Lu? Co ty tutaj robisz?- pyta zaspana, wyglądając przez okno
-Muszę Ci coś szybko powiedzieć- odwraca się, zapewne chcąc zobaczyć, która jest godzina. Znam  ją tak dobrze.
- O 7 rano w sobotę? Serio?
-Błagam zejdź. To ważne.
-Już idę, księżniczko- uśmiecha się i znika, jednak po chwili stoi obok mnie.- Słucham co jest takiego ważnego?
-Rodzice pozwolili mi jechać z Tobą na wakacje- rzuca się na Ciebie i mocno Cię przytula.
-Jejku, jak się cieszę. Spędzimy razem wakacje.
-Już się nie mogę doczekać.
-Na zawsze razem.- mówicie równocześnie i łapiecie się za małe palce.


Budzę się rano z ogromnym bólem głowy. ten sen wcale mi nie pomaga. Mieliśmy wtedy po 10 lat  i nie mogliśmy wytrzymać bez siebie nawet jednej głupiej  godziny. Teraz nie widziałem się z nią przez tydzień. Wiem, że dzwoniła, jednak nie odebrałem. Sama chciała chciała się wyprowadzić, więc niech teraz ponosi konsekwencję swoich decyzji. Tęsknię za nią, to fakt, ale muszę jej pokazać, że jej miejsce jest w moim mieszkaniu. Wiem też, że takim zachowaniem nie pokazuję swoich uczuć do niej ale ona musi wrócić i koniec kropka. Telefon zaczyna wibrować, podnoszę go z podłogi i czytam wiadomość od kumpla.

Giulio: Stary idziesz z nami na imprezę do Daniela?
Ja: Jeszcze pytasz. Pewnie, że idę. Załatwiliście coś?
Giulio: Wszystko załatwione, nie martw się.
Ja: Czuję, że będziemy się świetnie bawić.
Giulio: Jak zawsze.

Rzucam telefon na ziemię, jednak on znowu daje o sobie znać. ludzie dajcie mi spokój, chcę odespać wczorajszą imprezę.

Trener: Luigi masz się dzisiaj stawić u prezesa.
Ja: A jeśli tego nie zrobię?
Trener: Wylatujesz.
Ja: Okay.

Niech się wszyscy srają i ode mnie odpierdolą. Mam dość. Idę dzisiaj na imprezę i mam zamiar się dobrze bawić. Ponoć na kaca najlepsza jest poprawka, więc tak zrobię.


Zapraszamy na kolejny rozdział :D Mamy nadzieję, że wam się spodoba :D Pozdrawiamy :*